Jak dobrze wiecie, na tym blogu nie publikuję zbyt często o pojedynczych kawałkach czy albumach, zostawiając ten zaszczyt dla moich prawdziwych ulubieńców. I właśnie w tym gronie znalazł się ostatnio debiutancki krążek HÆLOS – Full Circle. 

Od dwóch tygodni zapętlam go jak oszalała. Wszystko – od Intro po ostatnie Pale, sprawia mi ogromną przyjemność. Każdy kawałek idealnie wpasował się w klimat całej płyty, a mimo to całość nie jest ani przez chwilę monotonna. I nawet gdybym bardzo się postarała, to chyba nie byłabym w stanie wybrać jednego ulubionego utworu z całości.

0539_003 001

I mimo, że to brytyjskie trio (Arthur Delaney, Lotti Benardout, Dom Goldsmith) mocno inspiruje się gatunkami z wczesnych lat 90tych, to potrafili idealnie wpasować się we współczesne trendy. I takim sposobem, na płycie oprócz przewodniego trip-hopu, możemy usłyszeć ogromną dawkę świetnej elektroniki, inspirację klubowym R&B (Dust) czy taneczny pop (Seperate Lives). Dzięki czerpaniu z tego co nam znane i dorzuceniu własnej wizji, stworzyli krążek, który zdecydowanie wyróżnia się na tle innych albumów z tego roku. I to chyba dlatego jestem pod tak ogromnym wrażeniem.

Najlepszym skojarzeniem jakie można podrzucić by Was zachęcić do przesłuchania jest spotkanie współczesnego The XX z początkami Massive Attack. I podobno nie tylko ja mam takie skojarzenie. Jeśli tęsknicie za muzyką Romy i Oliviera, to ten krążek powinien wypełnić tę pustkę.

Po dwóch latach czekania, bo tyle minęło od premiery ich debiutanckiego kawałka Dust, dostaliśmy porządnie zbudowany, świetnie wyprodukowany krążek, który po prostu warto znać. Z mojej strony macie „Zapętlone approve”, zwłaszcza, że winylowa wersja właśnie podąża w moim kierunku, a to oznacza, że tego albumu nigdy nie chcę zapomnieć.

Znajdź krążek na: Spotify / Tidal