Od kiedy tylko pierwszy raz usłyszałam „Take me to the church” bezpowrotnie przepadłam. Mocny wokal, mocne dźwięki, prześwietny tekst. Gdy Novo Amor podał go w swojej zapętlonej playliście postanowiłam przyjrzeć się bliżej Hozierowi. Dzisiaj będzie z soulowo-bluesową nutą ;)

 

 

Już po dwóch pierwszych wersach wiedziałam, że ten track dołączy do zapętlonej playlisty. Gdy po chwili kawałek nabrał jeszcze większej mocy by skumulować się w przegenialnym refrenie całkowicie przepadłam. Głos-melodia-moc. Trzy elementy na wysokim poziomie wzmocnione chórkami, które Andrew Hozier-Byrne wyjątkowo lubi i szanuje. Piosenka rozeszła się szybko po internecie, zwłaszcza gdy wypuszczono powyższy klip, który ukazał rzeczywistość z jaką musi się zmagać środowisko LGBT w Rosji. Mocny przekaz, mocny track. Przykład tego jak muzyka może szerzyć świadomość na całym świecie. Kawałek zapętlił mi się do tego stopnia, że aż do teraz nie zagłębiałam się w inną twórczość Hoziera.. Czas to narobić, co Wy na to? ;)

 

Hozier

 

Spotify doprowadziło mnie do tegorocznej EPki z czterema kawałkami. Rozsiądźcie się wygodnie, bo to co usłyszycie jest warte poświęcenia pełnej uwagi. Wiecie dlaczego już teraz to wiem? Epka została wyprodukowana na strychu Hoziera. C’mon. Uwielbiam te klimaty. Gotowi?

 

 

Gdy włączyłam From Eden myślałam, że usłyszymy jakąś spokojną balladę… Jednak już po chwili mamy kop energii i tym razem jakby bardziej pozytywnie nastawiony do świata wokal? „Babe, there’s something tragic about you, something so magic about you, don’t you agree?” Zgadzam się. Bardzo się zgadzam. Hozier pokazał, że potrafi ujarzmić swój głos i zrobić z nim co tylko mu się podoba. 'Chcecie coś lżejszego? Może pójdziemy trochę w R&B? Proszę bardzo.’

 

 

'A może chcecie coś z gospelowym zabarwieniem? Coś bardziej przypominającego debiut? Okej – tutaj mam dla Was Work Song’. (I teraz chwila przerwy. Muszę złapać trochę tchu.) Czy Wy słyszycie to PIĘKNO? Woooow! do tego ta gitarka jakby wyciągnięta od Arctic Monkeys. To jest ten ponętny styl, który przyciąga większość dziewczyn. Jeśli jesteś facetem i potrafisz w taki sposób zestawić swój głos i gitarę… ;).

 

 

Arsonist’s Lullabye – mimo iż wolniejszy to według mnie chyba najbardziej podobny do „Take Me to the Church”, zwłaszcza gdy zaczyna się rozkręcać. Mam to dziwne uczucie, że coś jest nie tak – że za tym, co słyszymy stoi coś więcej. “All you have is your fire and a place in me to reach / Don’t you ever tame your demons, but always keep them on a leash”. Przesłuchałam ten track kilka razy. Gdy w końcu wsłuchałam się w słowa przeszły mnie ciary. Btw. Słyszycie to pianino? Wszystkie instrumentale są grane przez Hoziera. WSZYSTKIE.

 

 

 

EPkę zamyka To Be Alone -„It feel good girl, oh it feels so good!”. Wersja akustyczna, bardzo minimalistyczna i w pełni ukazująca talent Hoziera. Jeśli ten gość TAK ŚPIEWA na żywo to wpisuję go automatycznie na moją koncertową bucket list (btw – chcecie zobaczyć? ;)).

 

Podsumowując – Cztery kawałki. Każdy potwierdza to, że Hozier jest wyjątkowym artystą, który z łatwością potrafi przeskoczyć, już i tak wysoko postawioną, debiutową poprzeczkę. Album dorzucam do listy „najbardziej-oczekiwanych-przeze-mnie-krążków-aka-shut-up-and-take-my-money” ;)

 

[Edit] PS. Właśnie został opublikowany fajny wywiad z Hozierem wraz z playlistą wybranych przez niego kawałków :) Polecam!