Po 9 latach nagle wrócił. Pod całym nazwiskiem z zupełnie innym stylem. Przystojniejszy, pewniejszy siebie, przyprawiający o ciary i z płytą tak dobrą, że zabrało mi ponad 2 miesiące by przesłuchać jej do końca – efekt zapętlenia zadziałał przy każdej piosence. Bardzo długo nie ogarnęłam, że to jeden i ten sam człowiek, który wygrał drugą edycję Idola. Zapowiadany polski tydzień zacznę od Krzysztofa Zalewskiego.

zalewski_8
Po przygodzie z programem Idol, nagraniu pierwszej płyty słuch o nim zaginął. Osobiście przestał mnie interesować zaraz po tym jak wyłączyłam telewizor po obejrzeniu finału programu. Długie włosy i mocniejsze brzmienia całkowicie nie interesowały 15letniej wtedy Kasi, która słuchała namiętnie Maroon5 i Outkastu, a oglądała się za chłopcami na deskach (#czarwspomnień #radość ;)). Jednak Krzysiek po wywiązaniu się z kontraktu wziął się za siebie i nie próżnował. W wywiadzie dla Gazety Pomorskiej podsumował co tak na prawdę robił przez ostatnie lata:

 

Prawie dekada twórczej przerwy, tyle czasu w muzycznym świecie to jak epoka.
Miałem wrażenie, że trochę za szybko wyszedłem na pierwszy plan, bez odpowiedniego zaplecza rzemieślniczego, więc przez ostatnią dekadę nagrałem pewnie ze sto chórków w studio „Fonoplastykon” dla innych ludzi. Byłem muzykiem w składach Nosowska-Osiecka, jeździłem w trasy z Muchami i Moniką Brodką, razem z Budyniem z zespołu Pogodno nagrywaliśmy muzykę do filmu. Przez cały ten czas żyłem z muzyki i nią się zajmowałem – tylko na drugim planie. Bo widocznie było mi to potrzebne.

Lekcja pokory? Wtedy to był jedyny talent show muzyczny, wygrana w nim gwarantowała pierwsze strony gazet, a i konkurencja była stosunkowo nieliczna.
– Na pewno. Po tym, jak wszyscy ci wchodzą w tyłek, bo byłeś w telewizji, mimo że niewiele umiesz, ale wystarczy, że w tej telewizji byłeś, więc może jeszcze dwa złote na tobie zarobią (śmiech), tak przejść do ósmego rzędu na wibrafon, gdzie trudno cię nagłośnić, już nie mówię, że pokazać… Uczyłem się harmonii od kolegów jazzmanów,uczyłem się tła, tego jak funkcjonują piosenki. A ucząc się fachu wciąż pisałem piosenki do szuflady.”

 

 

W końcu razem ze swoim przyjacielem Marcinem Borsem (producent, m.in. Gaba Kulka, Nosowska, Brodka) zabrali się do roboty. 10 kawałków to nie dużo, ale jeśli każdy z nich jest zupełnie inny to może to zająć trochę czasu. Tu trochę pomruczy, tam poryczy, tu zaciągnie, tam zaśpiewa całkiem melodyjnie. Przyznam się Wam szczerze, że przegrzebałam trochę Internetu próbując dociec czy komukolwiek udało się jakoś skategoryzować jego krążek. Jednak Krzysiek zrobił coś, co cenie w artystach najbardziej – udało mu się skomponować tak różnorodny materiał, że żadną wymówką jest podsumowanie „nie słucham bo nie lubię takiej muzyki”. Każdy znajdzie coś dla siebie. Dlatego przesłuchanie całości zajęło mi tak dużo czasu. Nawet jeśli cały krążek przeleciał na Spotify w głowie miałam tylko jeden kawałek. I gdy już udało mi się go odpętlić, nastepny z płyty wpadał w moją podświadomość z podwojoną mocą.

 

 

Co jeszcze dla mnie punktuje, to to, że ta płyta jest wrocławska. Okazuje się, że Krzysiek mieszka we Wrocławiu, tutaj nagrywał całość. Chyba muszę się bardziej oreintować w tym co dzieje się na moim podwórku ;) Jeśli chcecie dowiedzieć się jeszcze kilku ciekawostek m.in. o poprawności językowej, o instrumencie z Gorillaz oraz dlaczego nazwisko Woody’ego Allena tak często pojawia się przy nazwisku Zalewskiego polecam poniższy wywiad z Polskiego Radia.

 

 

Podsumowując – jestem na siebie bardzo bardzo bardzo zła, że nie skorzystałam z rady znajomego i nie poszłam na koncert Krzyśka ze Skubasem gdy grali we Wrocławiu. Wiem, że kolejnego na pewno nie ominę. Mam nadzieję, że Wy też się skusicie na sprawdzenie jak Krzysztof Zalewski prezentuje się śpiewa na żywo ;)

Cała płyta dostępna jest na Spotify, a poczynania Krzyśka możecie śledzić na Fejsie.