W całym moim zabieganiu, dopiero w zeszłym tygodniu udało mi się na spokojnie nadrobić kilka ostatnich albumów polskich artystów (#kochampociągi). Wśród nich, znalazł się krążek kogoś, kogo fakt istnienia całkowicie mi umknął – nie trafiłam na jego występy z X-Facotr, nie zwróciłam uwagi na jego współpracę z Rysami (Przyjmij Brak, które tak bardzo ostatnio zapętlałam). Dopiero gdy ukazał się klip do kawałka Podobny dowiedziałam się o istnieniu Piotra. I momentalnie się zakochałam.

Piotr Zioła tworzy ten typ muzyki, który kocham – surowe brzmienie, podparte zadziornym wokalem i gitarą, której riffy zapętlają się gdzieś z tyłu głowy. Słuchając kolejnych kawałków miałam ciary – moja odlschoolowa dusza poczuła całkowity zachwyt tym co usłyszała. Gdy jeszcze do tego wszystkiego spojrzymy na jego retro styl (np oglądając wykonanie Safari podczas live session) – c’mon! Z tego po prostu trzeba się cieszyć – doczekaliśmy się polskiego Paolo Nutiniego! ;)

Cały krążek Revolving Door wyszedł… pysznie! Mamy tu kawał dobrze wyprodukowanej muzyki, która razem z łobuzerskim podejściem Piotra tworzy 45 minut przyjemnego soundtracka do życia.  Całość jest spójna, a mimo to brak w niej jakiejkolwiek monotonii. Mamy świetną sekcję rytmiczną, dęciaki, prześwietne gitary i dobrze dobrane chórki. I jedyną rzeczą, która mi się w tej płycie nie do końca podobała to… i ciężko Wam w to będzie uwierzyć… to, że całość nie jest w języku polskim! ;) Po raz pierwszy chyba żałowałam, że na płycie są anglojęzyczne kawałki. I nie, nie chodzi o to, że są gorsze. Po prostu te polskie są TAK-BARDZO-DOBRE. Wierzę też, że dobrze wypromowane, te angielskie są w stanie zamieszać trochę na europejskiej scenie muzycznej. Mocno tego życzę Piotrowi i czekam na możliwość usłyszenia go na żywo. I jeszcze czekam na winyl, bo ten krążek chyba najlepiej będzie na nim brzmiał.

Zostawiam Was z albumem i pytaniem o to, co Wy o nim sądzicie? Dajcie znać w komentarzach!