[edit – z wpisu o Stateless powstał hmm… dość prywatny post, trochę wspomnień, uzewnętrzniania się i z garścią dodatkowych artystów w tle. Nie wiem czy ma w ogóle ręce i nogi. Wrzucam pod wpływem jakieś nieopisanej radości tą wycieczką po starszych, bardziej smutnych niż wesołych kawałkach. Może ze względu na sentyment do 1go września? ;) Na samym dole link do wszystkich kawałków w jednej playliście. Pozwalam nie czytać i przejść od razu do nich ;)]

Miałam to zachostatelesswać do kolejnej tygodniówki. Miałam też pisać zapowiadany post z gwiazdkami polskiej, alternatywnej sceny w roli głównej. Miałam też iść wcześnie spać, ale widzicie jak to wszystko wychodzi gdy człowiek nagle się zakocha w nowym artyście. Dopada Cię i koniec. Słuchasz tych dźwięków w kółko i w kółko, aż w końcu zdajesz sobie sprawę, że musisz je z siebie wyrzucić, podzielić się z resztą świata. Najpierw nieśmiało z kimś kogo bardzo dobrze znasz. Później, gdy zarazisz też tę osobę – z resztą znajomych. W moim przypadku to nigdy nie wystarczyło. Dlatego powstał ten blog. Po to by dzielić się z Wami tymi przecudownymi dźwiękami, świetnymi głosami i szczęściem wynikającym ze wszystkiego co powyżej. Tak. Czuję się po prostu szczęśliwa słuchając tej płyty. A może to tylko sprawka bardzo dobrego dnia, spędzonego z najbliższymi i pewnego sentymentu do pierwszego dnia września. Chociaż nie. W tym jest coś więcej. Przekonajcie się sami.

 

Muzyka z Suits zachwyca. Wiedzą o tym wszyscy, którzy lubią ten serial i często orientują się w trakcie jego oglądania, że ej, serial serialem ale ta nuta jest p.r.z.e.d.o.b.r.a. Tak miałam z ostatnim Rolling with the Punches od The Blue Stones (też w najbliższej Tygodniówce ;)), dzięki któremu wróciłam do jednej z ulubionych czynności – przesłuchiwania soundtracku tego zacnego serialu. I co znalazłam? Oto taki kawałek:

 

 

I think I might’ve inhaled you
I can feel you behind my eyes
You’ve gotten into my bloodstream
I can feel you flowing in me

 

Piosenka od razu trafiła na moją prywatną listę najpiękniejszych-piosenek-wyrażających-uczucia (nazwa robocza playlisty, którą na razie spisuję gdzieś głęboko w głowie) a także do najnowszej Tygodniówki. Cały świat nagle się zatrzymał. Zatopiłam się w tych brzmieniach i głosie. Cudo. Po prostu cudo. I do tego te dźwięki, które lubiłam jakieś 5-6 lat wstecz. Wiedziałam, że za tym kawałkiem kryje się band, który zafunduje mi wycieczkę w moją muzyczną przeszłość. Nie pomyliłam się.

 

 

Crash – kolejny kawałek, który przywodzi mi na myśl czasy gdy uwielbiałam The Loners – Lucky Boyktórych poznałam dzięki Samotnym. Jakiś czas temu minęły już czasy, gdy hormony buzowały jak szalone i tacy smutni chłopcy ze smutnymi melodiami podbijali moje serduszko przy każdym dźwięku. Jednocześnie Crash kojarzy mi się z Flipsyde i ich Someday. Do tej pory uśmiecham się słuchając tego kawałka. Taki hymn młodości. A zresztą, macie tutaj:

 

 

Someday we gonna dance with those lions
Someday we gonna break free from these chains and keep on flyin’

 

Nie wiem dokładnie dlaczego te dwa bandy mi się skojarzyły. Nie wnikam. W trakcie przypomniało mi się też Best I Ever Had od State od Shock. Hahaha. Tak, przyznaję się bez bicia ;) I jeszcze coś porządniejszego, nie wiem czy znacie, ale powinniście poznać – Jack’s Mannequin – Mixed Tapes (I’m writing you a symphony of sound…) i Dark Blue. Macie cały zestaw.
 

Kontynuując jednak odkrywanie Stateless – Prism 1. Piekny trip-hopowy, melodyczny kawałek, z lekkim akcentem popowym. Trochę elektroniki, pianino i smyczki zrobiły swoje. Słychać, że Chris James inspirował się moją legendą tamtych lat – Jeffem Buckley. Zresztą, to właśnie w pierwszej kolejności sprawiło, że wyruszyłam na tą podróż we wspomnienia. Pamiętacie Forget Her  i legenadrne Hallelujah? I jeszcze cover Smashing Pumpkins – Dancing in the Moonlight. Wygrzebane z wrzuty. Specjalnie dla Was.

 

 

Okej, jak już lecieć po bandzie to po całości – tutaj kolejny kawałek, o którym sobie właśnie przypomniałam słuchając Jeffa. Trochę czystszy głos, bez tego elementu zachrypnięcia, jednak nadal – Jason Walker zaczarował swoim coverem Kiss Me od Sixpence None the Richer. I mimo, że płyta z tą piosenką wyszła dwa lata temu, to słuchając jej zawsze mam wrażenie, że jest ona z tamtych czasów.

 

Kojarzy mi się też Archive. Goodbye i Again. CO TO BYŁY za piosenki. Oh. Again again again and again. Tak u mnie wyglądał dzień. Czasami byłam bardzo smutną dziewczynką. Czasami. W tamtych czasach słuchałam jeszcze Placebo i Muse. Namiętnie. Protage-moi, Blackout… Ciewkawa jestem czy ktokolwiek z Was ma podobną przeszłość muzyczną ;)

 

 

Wracając do Stateless. Jeszcze taka ciekawostka, do której (śmiejcie się lub zrozumcie ;)) fajnie się tańczy w pustym mieszkaniu. Ariel – utwór z nowszej płyty Matilda 2011, trochę innej od poprzedniej (Stateless 2007).

 

 

Bogatsze dźwieki, trochę zmieniona koncepcja, ale chyba tego można się było spodziewać po 5letniej przerwie. Miles To Go też wpada w ucho.

 

 
Polecam wszystkie płyty. Do znalezienia na Spotify.
Jednocześnie w tym miejscu macie wszystkie kawałki z tego postu (pomijając Stateless)