Niemoc twórcza trwa, nie wiem czy jest to bardziej spowodowane przesileniem wiosennym czy może brakiem rewelacyjnych dźwięków. Od postu z Tobiasem nie potrafiłam znaleźć nic co poruszyłoby moje zmysły. Jednak dzisiejsze rozglądanie się po SoundCloudzie przyniosło nieoczekiwane efekty. Nie dość, że usłyszałam nowy kawałek od Black Honey, który przeniósł mnie w zupełnie inną rzeczywistość, to poznałam wokalistkę, która oczarowała mnie od pierwszych dźwięków. 

 

Mowa od Alice on the Roof, dziewiętnastolatce z Belgii, dla której przełomowym momentem było zauroczenie producenta, Tima Brana (La Roux, London Grammar) swoim coverem kawałka „Prince” zespołu Oscar & The Wild. Nie dziwię się mu, że podjął tę współpracę – jej spokojny wokal ma w sobie tę „Iskierkę”, która zapowiada naprawdę dobrą artystkę.

 

Jej pierwszym singlem z nadchodzącego albumu był Easy come, easy go, który zamieściłam na początku wpisu. Szybko stał się on hitem, nie tylko wśród fanów muzyki indie popowej, ale też wśród wszelkiej maści twórców remixów. W internecie możemy znaleźć w tym momencie więcej remixów Alice, niż jej oryginalnych kawałków ;)

 

Nie wiadomo kiedy dokładnie zostanie wydany jej debiutancki album, ale póki co możemy cieszyć się czterema piosenkami z Jej pierwszej EPki. Słuchając jej, automatycznie przychodzi mi na myśl Lana Del Rey – mam nadzieję, że Alice pójdzie bardziej w tym kierunku (głębokiego indie), niż prostego popu, do którego tendencję wykazują ostatnio moi ulubieni wokaliści (patrz nowy kawałek Florence. Nie twierdzę, że ta muzyka jest zła, ale brakuje jej czegoś, co odróżni ją od mainstreamu).

 

Spodobała Ci się Alice? Napisz w komentarzu co sądzisz o jej muzyce! :)