Mam wrażenie, że ten chłopak zmaterializował się w naszej rzeczywistości z dnia na dzień. 17go marca wydał swój debiutancki krążek i nagle muzyczny świat oszalał na Jego punkcie. Tak o, po prostu. Stawiamy Was przed faktem dokonanym. Jego trzeba pokochać. Inaczej się nie da. 

 

Historia  29-letniego Tobiasa jest idealną podstawą do pisania tekstów piosenek. Jego album jest wynikiem kilku zdarzeń, które normalnego człowieka mogłyby wpędzić w depresję. Chłopak nie spełnił się jako ghostwriter w Los Angeles, został potrącony przez auto jeżdżac na rowerze i dowiedział się, że jego mama ma raka. Rzucił więc wszystko i wrócił do swojego domu w Vancouver. To właśnie tam usiadł pierwszy raz do fortepianu. Wcześniej grał na różnych instrumentach, ale nigdy nie nauczył się grać na klawiszach. Tym piękniejsze zdają się kolejne piosenki, w których słyszymy proste, ale jednocześnie idealnie komponujące się melodie na pianinie. Właśnie ich dziecięca wręcz prostota mnie urzekła.

 

Tobiasa pokchają też wszyscy, którzy namiętnie zapętlają muzykę z lat ’70. To właśnie te wpływy słychać najbardziej. Słuchając For You przypomnicie sobie muzykę Randiego Newmana czy Harrego Nilssona. Natomiast po The Wait możecie włączyć kawałki Nicka Drake i też usłyszycie podobieństwo. Dla mnie, osoby która z klasykami ma trochę na pieńku, ta muzyka jest idealnym wprowadzeniem w odkrywanie lat ’70.

Poniżej czeka na Was cały krążek. Dajcie znać co o nim sądzicie!